sobota, 7 maja 2011

W Kazbegi zaczepia nas miejscowy taksowkarz Wasilij proponujac nocleg, jedziemy za nim, kwatera dramat ale 30 lari z kolacja i sniadaniem no i ... okazuje sie ze w izbie sa juz turysci do ktorych dolaczamy, Natalia i Wiktor z Warszawy podrozuja od 2 tygodni po Armenii i Gruzji. Jedzac kolacje, pijac herbate i gruzinskie wino dzielimy sie wrazeniami z podrozy, tymi pozytywnymi i tymi mniej rowniez.

Droga wojenna do Kazbegi, zaczyna sie milo, 18stopni, calkiem niezly asfalt a potem wyzej i wyzej i zimniej i zimniej, temperatura spada do 0 stopni, przekraczamy przelecz na 2385 mnpm, snieg, deszcz, szutry, dziury, woda i palce odmarzaja, robi sie bardzo ciezko ale jedziemy, w koncu zmarznieci i przemoczeni docieramy do Kazbegi (Stepancminda), trzeba poszukac miejsca do spania.

Jeszcze tylko zjazd w dol i droga na Ostroleke kierujemy sie w strone Kazbegi, po drodze jakies mieso trzeba zjesc bo baranki narobily apetytu :)

Rytualne zazynanie barankow, cale rodziny przychodza do kosciola z barankami lub drobiem, po zapaleniu swieczki i modlitwie zwierzeta sa na miejscu zazynane i oprawiane a mieso zabierane do domow na kolacje, szersza fotorelacje z tego krwawego swieta po godzinie 22.

Wjezdzamy do polozonego na szczycie kosciola sw.Grzegorza kolo Gori, jak widac z roznym skutkiem choc ostatecznie meldujemy sie na gorze w komplecie :)